Poszkodowani często zastanawiają się, czy mogą ubiegać się o odszkodowanie w sytuacji kiedy zaraz po wypadku wrócili do pracy. Odpowiedź jest – „jak najbardziej tak”. Potwierdza to historia blisko czterdziestoletniego związkowego stolarza, który doznał poważnego wypadku w pracy. W remontowanym budynku znajdowało się jedno pomieszczenie, przez które przechodzili wszyscy pracownicy. Pewnego dnia mężczyzna, stojąc na rusztowaniu na kółkach, wbijał gwoździe przy suficie. Po kilku godzinach pracy rusztowanie poruszyło się, a jedno z kółek ugrzęzło w dziurze w podłodze. W tym samym momencie pracownik stracił równowagę i spadł z rusztowania uderzając głową i ramieniem o podłoże.
Poszkodowany został natychmiast przewieziony do szpitala. Jeszcze tego samego dnia, po wykonaniu standardowych badań diagnostycznych, został wypisany do domu. Ze względu na trudną sytuację materialną, mężczyzna od razu wrócił jednak do pracy. Pomimo bólu i trudności fizycznych, kontynuował on pracę przez kolejne cztery miesiące. Po pewnym czasie nawet silne leki przeciwbólowe nie przynosiły mu ulgi w cierpieniu. Wydolność fizyczna poszkodowanego wyraźnie spadła. Zauważyli to przełożeni i natychmiast go zwolnili. Poszkodowany udał się do lekarza dopiero dwa miesiące po utracie pracy. Neurochirurg stwierdził przepuklinę kręgosłupa szyjnego oraz zespół cieśni nadgarstka. Zgodnie z zaleceniem lekarza, poszkodowany poddał się zabiegowi zespolenia kręgosłupa.
Pomimo zwolnienia z pracy i związanego z nim konfliktu między poszkodowanym a pracodawcą, przesłuchanie w Sądzie Workers’ Compensation zakończyło się powodzeniem. Poszkodowany zaczął regularnie otrzymywać świadczenia, które pokrywały koszty leczenia i część utraconych zarobków.
Zdecydował się również złożyć do sądu także sprawę cywilną, skierowaną przeciwko generalnemu wykonawcy i właścicielowi budynku, o odszkodowanie za ból i cierpienie oraz poniesione straty ekonomiczne. Twierdził, że pozwani nie zapewnili mu bezpiecznych warunków pracy, a tym samym naruszyli przepisy Prawa Pracy. Wskazał, że do wypadku by nie doszłoby gdyby udostępniono mu inne rusztowanie. Utrzymywał, że będąca przyczyną wypadku dziura w podłodze, została zrobiona przez pracowników generalnego wykonawcy mniej więcej pół godziny przed wypadkiem.
Prawnicy pozwanych sugerowali, że poszkodowany przedstawił nieprawdziwą wersję wypadku. Utrzymywali, że znaczna część obrażeń poszkodowanego w rzeczywistości nie była związana z tym wypadkiem.
Kluczową kwestią w tej sprawie było ustalenie właściwej kwalifikacji prawnej za naruszenie przepisów Prawa Pracy. Zastosowanie artykułu 240 (1) Prawa Pracy, z pewnością byłby najkorzystniejsze z punktu widzenia poszkodowanego. Zasadniczo, przewiduje on tzw. odpowiedzialność absolutną właściciela budynku oraz głównego wykonawcy, czyli najszerszą możliwą formę odpowiedzialności pozwanych. W przypadku udowodnienia, że dany wypadek budowlany jest chroniony właśnie przez ten przepis, jakakolwiek wina poszkodowanego nie brana byłaby pod uwagę przez sąd. Dlatego też w wypadkach, w których coś spada na pracownika budowlanego, lub on sam spada z wysokości, generalny wykonawca i właściciel nieruchomości nie mogą bronić się twierdząc, że poszkodowany częściowo przyczynił się do wypadku. Nawet gdyby poszkodowany był pod wpływem alkoholu. Należy jednak mieć na uwadze, że przepis nie chroni przypadków, gdy działanie pracownika było wyłączną przyczyną wypadku lub poszkodowany został uznany za tzw. „nieposłusznego pracownika”, który wbrew wyraźnemu zakazowi kierownika budowy użył na przykład wadliwej drabiny, podczas gdy mógł skorzystać z innej, bezpiecznej drabiny dostępnej na terenie budowy. Przepis ten chroni przede wszystkim wypadki związane z pracami na wysokości. Przewiduje on jednak pewne ograniczenia co do kategorii wykonywanych prac. Kategorie objęte najszerszą ochroną prawną to między innymi: prace budowlane, rozbiórkowe i naprawcze.
W tej sprawie poszkodowany musiał wykazać, że praca, którą wykonywał była chroniona przez artykuł 240 (1) oraz że brak właściwych środków bezpieczeństwa i ubytek w podłodze były bezpośrednią przyczyną jego wypadku. Poszkodowany złożył wniosek o automatyczne orzeczenie winy pozwanych za spowodowanie tego wypadku.
Prawnicy pozwanych złożyli z kolei wniosek o oddalenie pozwu przeciwko ich klientom wskazując, że poszkodowany powinien był w inny sposób wykonywać swoją pracę. Zwrócili szczególną uwagę na fakt, że zgodnie z zasadami bezpieczeństwa, pracownik przed wejściem na rusztowanie powinien zablokować koła rusztowania, a po ukończeniu danej partii prac przy suficie, zejść i przesunąć rusztowanie dalej. W ich opinii taki sposób wykonywania zadania pozwoliłby pracownikowi bezpiecznie, pracować na całej długości sufitu. W konkluzji prawnicy pozwanych stwierdzili, że bezmyślne zachowanie poszkodowanego było wyłączną przyczyną jego wypadku.
Argumentacja pozwanych okazała się jednak bezzasadna, gdyż poszkodowany skutecznie przywołał odpowiednie orzecznictwo Drugiego Departamentu Apelacyjnego regulującego prawo w tym sądzie. Precyzyjnie wypunktował twierdzenia pozwanych, wskazując szereg decyzji z których jasno wynikało, że niezablokowanie kółek rusztowania przez pracownika nie stanowi wyłącznej przyczyny i nie zwalnia pozwanych z odpowiedzialności przewidzianej przez artykuł 240 (1).
W tej sytuacji ubezpieczalnia pozwanych zaproponowała mediację. Po długich negocjacjach poszkodowany otrzymał odszkodowanie w wysokości ponad dwóch milionów dolarów.