Sześćdziesięcioletni pracownik uległ wypadkowi podczas przenoszenia drewnianej platformy na poddaszu remontowanej szkoły. Pracownik potknął się o nogę swego pomocnika, po czym z impetem przeleciał przez otwór w stropie. W wyniku tego wypadku runął dwadzieścia stóp w dół, doznając złamania kości pięty w obu nogach. Karetka zabrała go do szpitala, gdzie musiał przejść operację naprawy kości i stawów oraz stabilizację przy użyciu metalowych śrub oraz płyt chirurgicznych. Po operacji został skierowany na wielomiesięczną rehabilitację. W wyniku doznanych obrażeń, nie mógł już powrócić do pracy.
Praktycznie każdy poszkodowany w wypadku pracownik budowlany ma dostępne dwie procedury prawne dochodzenia swoich roszczeń. Pierwszą z nich jest postępowanie przed Workers’ Compensation Board, drugą natomiast jest sprawa o odszkodowanie w sądzie cywilnym. Podczas gdy z Workers’ Compensation poszkodowany może uzyskać częściowy zwrot utraconych zarobków i niezbędną opiekę medyczną, odszkodowanie za ból i cierpienie oraz wszelkie straty ekonomiczne może dochodzić wyłącznie w sprawie cywilnej wytoczonej przeciwko wykonawcy oraz właścicielowi budynku. Te dwa postępowania rządzą się swoimi odrębnymi prawami. Prawnik, który może poprowadzić w swojej kancelarii obie sprawy, zazwyczaj uzyska najwyższe odszkodowanie na rzecz poszkodowanego.
W tej sprawie pracownik budowlany pozwał generalnego wykonawcę i miasto, jako właściciela szkoły, o odszkodowanie za ból i cierpienie oraz straty ekonomiczne twierdząc, że pozwani naruszyli przepisy Prawa Pracy. Poszkodowany wskazał, że pozwani w żaden sposób nie zabezpieczyli otworu w stropie, który spowodował jego wypadek. Nie zamontowali siatki ochronnej, ani nie zakryli otworu deską i nie ustawili znaków ostrzegawczych. Nie wyposażyli również pracowników w uprząż lub pasy bezpieczeństwa. Prawnicy pozwanych odpierali zarzuty wskazując, że ich klienci nie wiedzieli o rzekomym defekcie, ani go nie stworzyli. Sugerowali, że poszkodowany kłamał, przedstawiając nieprawdziwą wersję zdarzenia.
Niedługo po wypadku dokonana została wizja lokalna na terenie budowy. Podczas fazy rozpoznawczej skrupulatnie zgromadzony został materiał dowodowy. Zebrano oświadczenia świadków, a poszkodowany został doskonale przygotowany na przesłuchanie przed procesem.
Fakt, iż pozwani naruszyli przepis 240 (1) Prawa Pracy, stanowi najlepszą podstawę do roszczenia odszkodowania za wypadek budowlany, ponieważ w takich przypadkach generalny wykonawca i właściciel budynku ponoszą praktycznie absolutną odpowiedzialność. W przypadku udowodnienia, że poszkodowany pracownik budowlany jest chroniony właśnie przez ten przepis, częściowa wina poszkodowanego nie ma znaczenia. Należy jednak mieć na uwadze, że przepis nie chroni przypadków, gdy umyślne działanie pracownika było wyłączną przyczyną wypadku lub gdy poszkodowany został uznany za tzw. „nieposłusznego pracownika” który, przykładowo, wbrew zakazowi kierownika, użył wadliwej drabiny, podczas gdy mógł skorzystać z innej, bezpiecznej drabiny dostępnej na terenie budowy.
Poszkodowany pracownik w tym wypadku nie władał językiem angielskim na tyle by swobodnie zeznawać przed prawnikami drugiej strony. Niezwykle ważne było upewnienie się, że w trakcie zeznań, poszkodowany użył odpowiednich dla tego typu spraw słów i terminów. Warto pamiętać, że jeżeli poszkodowany zeznaje w języku polskim, a nie angielskim, absolutnie kluczowe jest, aby w trakcie przesłuchania reprezentował go prawnik biegle mówiący po polsku. W tego typu sprawach, przesłuchanie trwa osiem godzin, a czasem nawet kilka dni. Nawet najlepsi tłumacze, w wyniku zmęczenia, mogą popełnić błędy, które mogą zaważyć na wyniku całej sprawy. W takich sytuacjach, jedynie dwujęzyczny prawnik może w porę zareagować i skorygować tłumacza.
W tej sprawie kluczowe było dokładne wyjaśnienie w jaki sposób pracownik wpadł do otworu. Kilkaset stron transkryptu zawierającęgo przetłumaczone odpowiedzi poszkodowanego musiało ściśle odzwierciedlać pierwotne zeznanie.
Poszkodowany utrzymywał, że oprócz pękniętych kości piętowych doznał artretyzmu w obydwu kończynach, uszkodzenia nerwów w szyi i dolnym kręgosłupie oraz wewnętrznych uszkodzeń w prawym ramieniu. Ubezpieczalnia nie chciała jednak zapłacić rozsądnej kwoty odszkodowania. Sprawa trafiła przed ławę przysięgłych na procesie. Po długich obradach, ławnicy przyznali poszkodowanemu odszkodowanie w wysokości blisko sześciu milionów dolarów, w tym trzy miliony dolarów za przyszły ból i cierpienie.